Zajęcia online!

W związku z kierunkiem rozwoju sytuacji zagrożenia koronawirusem chciałbym przypomnieć, że istnieje możliwość uczestniczenia w zajęciach online. Jeśli ktoś z obecnych klientów życzy sobie, choćby tymczasowo, przerzucić się na taki sposób nauki, śmiało może to uczynić. Jednocześnie polecam takie rozwiązanie wszystkim chętnym dopiero rozpocząć naukę języków, nie tylko tym aktualnie „uziemionym”.

Zapoznaj się ze szczegółami

Skontaktuj się!


Zawieszenie zajęć dydaktyczno-wychowawczych w przedszkolach, szkołach i placówkach oświatowych:
https://www.gov.pl/web/edukacja/zawieszenie-zajec-w-szkolach

Nowy rok, stare stawki!

W 2020 roku wzrastają minimalne wynagrodzenie za pracę oraz minimalna stawka godzinowa. Niestety rosną również m.in. opłaty za prąd, wywóz śmieci czy akcyza na alkohol.

Postanowiłem natomiast, że ja w tym roku nie będę podnosił stawek za swoje usługi, szczególnie że niedawno zakupiłem ekonomiczną drukarkę z przeznaczeniem na wydruk materiałów do prowadzonych zajęć.
Zachęcam do zapoznania się z ofertą.

Nowe nabytki

Canon Maxify MB2150, w tle Acer V246HYLBI.

Latem zdechł mi monitor, co niestety wymusiło na mnie konieczność zakupu nowego. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Akurat udało mi się kupić model, którego ostatnią magazynową sztukę oferowali w przystępnej cenie. Jest całkiem spory (niecałe 24″, FHD), dzięki czemu mogę bez przeszkód i w czytelny sposób wyświetlać na nim materiały do zajęć. Efekt dużo lepszy od rzutnika, o którego zakupie myślałem jakiś czas temu.

W połowie października z kolei umarła mi drukarka. Nie sposób dziś uczyć języków bez ksera/drukarki. Znalazłem niedrogie urządzenie, które oferuje nie tylko druk i skan, ale również ADF (automatyczne kopiowanie wielostronicowe). Do tego ma szybki start pracy, pojemny zasobnik papieru oraz wydajne kasety z tuszem (i jeszcze tańsze zamienniki), co powoduje, że eksploatacja jest tania, więc nie przełoży się to na wyższy koszt oferowanych zajęć.

Tak przy okazji, dziś minęły 4 lata, odkąd po przekwalifikowaniu się pracuję formalnie jako anglista. Zaczynałem z kilkoma godzinami w szkole językowej. Dziś jestem w niej jednym z najlepiej ocenianych i najbardziej rozchwytywanych lektorów tego języka, szczególnie jeśli chodzi o angielski na wyższych poziomach zaawansowania czy specjalistyczny (głównie biznesowy). Oprócz pracy w szkole językowej (gdzie uczę tak stacjonarne, jak i w firmach) mam też własnych klientów prywatnych (zasadniczo korepetycje), a od przyszłego tygodnia zaczynam współpracę z firmą z branży budowanej (kurs angielskiego biznesowego z elementami słownictwa z ich dziedziny).

Poszerzam ofertę!

Właśnie stuknął mi rok na tzw. działalności nierejestrowej. Przez ten czas udało mi się poduczyć kilka osób języka (głównie angielskiego), kilku udzielić pomocy również z innymi językami (chyba najciekawsze było tu doświadczenie pomocy studentkom UAM w analizie przemian języka starofrancuskiego), ale nie tylko.

Prawdę mówiąc mam już pewne doświadczenie w pracy redakcyjnej. Redagowałem m.in. dwie duże publikacje naukowe. Gdy więc podjąłem się zlecenia korekty i redakcji pracy magisterskiej studenta UKSW, postanowiłem zamieścić w swojej ofercie usługi korekty i redakcji.

Zarobione dzięki swojej działalności pieniądze inwestuję w dużej mierze w jej rozwój, szczególnie poprzez zakup podręczników i literatury fachowej. Jest to w zasadzie jedynie dodatek do pracy w szkole językowej, gdzie jestem na chwilę obecną (i nie są to przechwałki) najbardziej rozchwytywanym lektorem i zarazem jednym z najlepiej ocenianych.

W czerwcu zrobiłem sobie dłuższą przerwę (spowodowaną pracą tymczasową w wydawnictwie z branży mediów), ale już jestem z powrotem i na stronie znów pojawił się aktualny terminarz.

Mamy co prawda środek wakacji, ale może warto już teraz zastanowić się nad nauką jakiegoś języka? Oczywiście najserdeczniej polecam łacinę!

Matury 2019

Jako że znane są już wyniki tegorocznych egzaminów dojrzałości, to i ja się pochwalę efektami swojej niedawnej pracy na tym polu. Nie są może tak spektakularne, jeśli chodzi o ich wartości procentowe, ale biorąc pod uwagę punkt wyjścia i krótki czas, naprawdę mamy się z czego cieszyć. W tym roku przygotowywałem dwoje maturzystów do egzaminu z języka angielskiego na poziomie podstawowym. Szerzej o obojgu poniżej.


Mocny z przedmiotów ścisłych, ale z językami radził sobie gorzej. Dyslektyk, więc specjalnie przeszedłem szkolenie poświęcone tej tematyce, aby dobrze przygotować się do pracy z nim. Kiedy rozpoczynaliśmy współpracę, co prawda mówił po angielsku dosyć swobodnie, ale z licznymi błędami. Przez 3,5 miesiąca staraliśmy się je wyeliminować. Początkowo dużym problemem była wymowa, co z jednej strony nie powinno zaskakiwać (nauczanie angielskiej fonetyki leży), ale trudność w tym wypadku była większa ze względu na dysleksję, przy której identyfikowanie znaków z dźwiękami jest zaburzone. Miesiąc przed egzaminami był już właściwie spokojny, że zda. Zostawiliśmy więc na boku arkusze egzaminacyjne z części pisemnej, wciąż jednak pracowaliśmy nad tym, by z ustnej osiągnąć wynik więcej niż przyzwoity.

Efekty:
część ustna – 60%
część pisemna – 68%


Dobra z przedmiotów przyrodniczych, ale niestety z angielskim stała słabo. Na domiar złego zgłosiła się do mnie raptem 2,5 miesiąca przed maturami, mając problemy z podstawowymi konstrukcjami (nie tyle ich nie znała, co raczej miała w głowie bałagan), co przekładało się też na nieumiejętność poprawnego mówienia (którego niestety nie ćwiczy się w szkole za wiele, bo w tak dużych klasach nie ma na to dość czasu). Szczęśliwie udało się przebrnąć przez najważniejsze zagadnienia w miarę sprawnie, tak że można było w końcu skupić się na formule egzaminu maturalnego. Ćwiczyliśmy praktycznie do ostatniej chwili (końcowe zajęcia w przeddzień egzaminu ustnego).

Rezultat:
część ustna – 47%
część pisemna – 52%


Kilka słów na koniec. Jako perfekcjonistę najbardziej mnie cieszy pomaganie zdającym w szlifowaniu języka na tyle, by osiągnęli wyniki rzędu 80% i więcej z poziomu rozszerzonego (co zresztą nieraz się udawało), szczególnie kiedy potem skutkuje to dostaniem się na wymarzone studia. Nie da się jednak ukryć, że jeśli ktoś przez lata uczy się języka, ale z różnych przyczyn wciąż go nie rozumie czy nie potrafi używać, to doprowadzić taką osobę do zdania matury również jest radością, szczególnie gdy nie poprzestajemy jedynie na przekroczeniu progu 30%, ale pniemy się wyżej.

Moich tegorocznych maturzystów wyuczyłem w dość krótkim czasie, muszę jednak zaznaczyć, że nie zaczytali od zera. Swoją rolę w bezpośrednim przygotowaniu do egzaminów postrzegam raczej jako tego, który usiłuje poukładać dotychczas zdobytą wiedzę w spójną całość, a niekiedy otworzyć drzwi, do których brakowało klucza. Nauka od podstaw wymaga czasu i tego się nie przeskoczy, bo potrzebna jest praktyka. Jestem nauczycielem, nie cudotwórcą! Nie bez powodu przy skali CEFR podaje się orientacyjną liczbę godzin nauki dla każdego poziomu biegłości danego języka. Nawet jeśli umiem ten czas nieco skrócić, to jednak trochę go trzeba poświęcić.

Majowe zmiany

Początek maja to seria świąt państwowych. Przy tej okazji w Osłej został zorganizowany obóz patriotyczny dla młodzieży, w ramach którego zostałem poproszony o poprowadzenie warsztatów historycznych nt. patriotyzmu i problemu przebaczenia.


http://flipbook.nowaera.pl/dokumenty/Flipbook/Wczoraj-i-dzis-4/#p=17

Nowy miesiąc przynosi też liczne zmiany. W kwietniu zakończyłem trwającą od ponad roku rehabilitację kręgosłupa. Dobiegły końca również moje zajęcia z tegorocznymi maturzystami, którym życzę powodzenia na egzaminach! W związku z powyższym w maju uległ poszerzeniu mój grafik wolnych terminów, z którym można się już zapoznać. Zachęcam do korzystania z oferty!

Dlaczego zostałem nauczycielem (w sektorze prywatnym)?

Od dziecka byłem nastawiony na zdobywanie wiedzy. Mama nauczyła mnie czytać i pisać na długo przed tym, jak poszedłem do szkoły. Gdy już tam trafiłem, nauka szła mi bardzo dobrze. Zawsze czułem też ogromną sympatię do nauczycieli (niekiedy nawet większą, niż do innych uczniów, jeśli byli leserami). Nie mogę powiedzieć, że zawsze trafiałem na idealnych belfrów, ale dobrych było naprawdę sporo (choć moim zdaniem w życiu człowieka wystarczyłby nawet jeden, który potrafiłby zarazić pasją i należycie ukierunkować). Wielu do dziś pamiętam z nazwiska. Byłbym nawet w stanie powiedzieć konkretnie, co któremu z nich zawdzięczam.

W 1997 roku w pakiecie 4 dużych reform (wszystkie nieudane, jak się potem okazało) znalazła się reforma szkolnictwa, która weszła w życie 2 lata później. Oto stałem się rocznikiem eksperymentalnym, na którym testowano wprowadzenie gimnazjów. W liceum już dobrze wiedziałem, jaki to był niewypał. Widziałem przecież, jak ogromna jest przepaść między nami a rok starszymi koleżankami i kolegami. Niestety kolejne roczniki miały jeszcze trudniej. Zostaliśmy praktycznie okradzeni z szansy osiągnięcia dawnego poziomu nauczania (a wraz z tym posypał się poziom na studiach, gdzie też jest dziś niezły bałagan). Na szczęście przynajmniej niektórzy nasi licealni nauczyciele dokładali starań, aby nawet mimo niesprzyjających zmian (niestety w czasie rok krótszym, zdecydowanie za krótkim) wycisnąć z nas, ile się da, usiłując niwelować stratę zmarnowanych 3 lat gimnazjum. Jestem im za to ogromnie wdzięczny. To m.in. dzięki nim porzuciłem głupi pomysł startowania na reżyserię do szkoły filmowej i postanowiłem samemu zostać nauczycielem.

W 2005 roku zdałem maturę. Rozpocząłem studia przygotowujące mnie do zawodu nauczyciela. Gdy tylko mogłem to zrobić, zapisałem się na praktyki (realizując nawet więcej godzin, niż to było konieczne). Bardzo mi się podobało to zajęcie. Chwalili mnie opiekunowie praktyk i wykładowcy. Nie lubiłem jednego, masy bzdurnej i nikomu niepotrzebnej papierkowej roboty. Mam być nauczycielem czy urzędnikiem? Jeszcze w trakcie studiów porzuciłem pomysł kariery nauczycielskiej (zanim ją tak naprawdę zacząłem). Studia kontynuowałem (i skończyłem), ale równolegle zacząłem drugi kierunek.

W 2012 roku poszedłem na studia doktoranckie. Z miejsca przydzielono mi do prowadzenia zajęcia ze studentami. Do dziś najmilej wspominam ten pierwszy rok pracy na uczelni (nawet mimo konieczności życia za miskę ryżu z uwagi na brak stypendium, które sobie wywalczyłem dopiero po 2 latach). Tam nie było tyle biurokracji i mogłem się skupić na nauczaniu. Szło mi całkiem nieźle, do tego stopnia, że po zakończeniu kursu studenci przychodzili do mnie na dodatkowe zajęcia. Niestety uczyć mogłem tylko dopóki studiowałem, potem moje miejsce zajęli kolejni doktoranci.

W 2015 roku zdałem międzynarodowy certyfikat znajomości języka angielskiego, czym nie omieszkałem pochwalić się w sieci. Zaraz odezwały się do mnie z ofertami zatrudnienia szkoły językowe. W jednej pracuję do dziś i muszę powiedzieć, że ta współpraca układa mi się coraz lepiej. Papierów do wypełniania mam mało. Szanują mnie w tej robocie. Dobrze wypadam jako nauczyciel w opinii przełożonych i słuchaczy, a sami słuchacze dobrze wypadają na egzaminach.

W ubiegłym roku postanowiłem jakoś spożytkować również te swoje umiejętności, które w miejscu pracy nie są (przynajmniej nie wprost) obiektem zainteresowań firmy. Rozpocząłem więc prywatną działalność w sektorze edukacji, czym dorabiam sobie do pensji.

W tym roku miałem już dwie propozycje pracy ze szkół publicznych. Obie odrzuciłem. Powód? Niska pensja nauczycielska. Dlaczego miałbym chcieć pracować dwa razy więcej za niemal takie same pieniądze?

Kilka lat temu Ministerstwo zleciło wyliczenie, ile faktycznie pracuje tygodniowo nauczyciel, który przy tablicy spędza 18 godzin (wielu błędnie myśli, że to wszystko). Wyszło coś koło 47 godzin. Głośno się więc o tym nie mówi, ale kto jest nauczycielem albo ma takiego w rodzinie, ten dobrze wie. Wynagrodzenie? Poniżej tabela z najnowszego rozporządzenia ministerialnego. Łatwo sprawdzić, że więcej zarobi się bez edukacji i doświadczenia w markecie już na starcie niż po wielu latach pracy w szkole. Z wielu dodatków, które jeszcze kiedyś przysługiwały, dziś nie zostało prawie nic, więc nauczycielskie pensje niewiele odbiegają od stawek minimalnych.



Rozporządzenie Ministra Edukacji Narodowej z dnia 8 lutego 2019 r. (…) w sprawie wysokości minimalnych stawek wynagrodzenia zasadniczego nauczycieli (…).
http://prawo.sejm.gov.pl/isap.nsf/DocDetails.xsp?id=WDU20190000249

Dziś ogromne rzesze nauczycieli szkół publicznych rozpoczęły strajk.

Wspieram nauczycieli. Tak, nauczycieli, nie związki zawodowe czy organizacje polityczne, które usiłują przy okazji wypłynąć, ale samych nauczycieli. Uważam bowiem za wysoce niesprawiedliwe, że koleżanki i koledzy po fachu w sektorze publicznym otrzymują (w przeliczeniu na przepracowany czas) wynagrodzenia niższe (niekiedy dużo niższe) niż ja w sektorze prywatnym, choć w porównaniu ze mną pracę mają bardziej niewdzięczną i do tego okraszonej masą (często zupełnie niepotrzebnej) biurokracji.

Przy czym pieniądze to tylko wierzchołek góry lodowej, bo całe szkolnictwo od lat wymaga prawdziwej reformy.

Nie tylko angielski!

Angielski jest dziś językiem, którego niemal nie wypada nie znać. Nie powinno zatem dziwić, że również u mnie cieszy się największym zainteresowaniem. W samym tylko tym tygodniu odebrałem 2 telefony ze szkół językowych zainteresowanych współpracą w tej materii. Niemniej jednak również inne elementy mojej oferty edukacyjnej przyciągają żądnych wiedzy.

Aktualnie przygotowuję ucznia podstawówki (klasa 5) z nauczaniem domowym do egzaminu rocznego z historii. Właśnie skończyliśmy omawiać moją ulubioną epokę, starożytność!

http://flipbook.nowaera.pl/dokumenty/Flipbook/Wczoraj-i-dzis_[kl_5][pr_2018][fragment]/

Niedawno chwaliłem się tu, że zacząłem prowadzić przez Skype zajęcia z greki. Wczoraj natomiast, również online, przeprowadziłem pierwsze zajęcia z hebrajskiego! Dziś z kolei odebrałem telefon z prośbą o poprawienie wymowy dwóch łacińskich zdań.

Stopniowo zaopatruję się w kolejne podręczniki i pomoce naukowe. Za jakiś czas napiszę o podstawowych materiałach na których pracuję nauczając poszczególnych języków i historii.

Nowy Rok, nowa strona!

Nowy Rok to często czas różnych podsumowań, postanowień.
Właśnie mija 5 miesięcy, odkąd skorzystałem z możliwości, jakie dają nowe regulacje prawne, by założyć niewielką działalność bez konieczności jej rejestrowania.

Czy było warto? Owszem! Już na samym początku, w sierpniu, pomogłem uczniowi podstawówki zdać egzamin poprawkowy z historii. Niedawno poprowadziłem też pierwsze zajęcia online i to z greki! Największym zainteresowaniem cieszył się jednak angielski. Wciąż natomiast jest to działalność na tyle niewielką skalę, że nie myślę o jej rejestracji (choć w przyszłości tego nie wykluczam) i póki co stanowi ona dla mnie po prostu dodatkowe źródło dochodu. To też ogromny komfort psychiczny, że mogę wykorzystać zdobyte wiedzę i umiejętności (szczególnie z dziedzin dzisiaj niszowych, jak łacina), aby przysłużyć się innym ludziom.

Postanowiłem wraz z nadejściem Nowego Roku założyć stronę internetową. Została ona stworzona w prostym stylu, przy użyciu podstawowych narzędzi WordPressa. Chodzi mi bowiem przede wszystkim o dobre wyeksponowanie treści, a nie o cyfrowe wodotryski. Wciąż korzystać będę ze strony na Facebooku ze względu na jej funkcjonalność i możliwość szerszego udostępniania treści (również publikowanych tutaj) oraz z profilu na e-korepetycje. Wpisy na blogu będą raczej sporadyczne. Celem strony jest przede wszystkim zapoznanie z oferowanymi usługami.

na zdjęciu z panem, któremu zawdzięczamy jedną ze zmian kalendarza 🙂
(pomnik Cezara na forach cesarskich, Rzym)

Przy okazji polecam interesujący artykuł na temat kalendarza:
https://www.polskieradio.pl/39/156/Artykul/1563991,Dlaczego-dzisiaj-jest-Nowy-Rok