Jako że znane są już wyniki tegorocznych egzaminów dojrzałości, to i ja się pochwalę efektami swojej niedawnej pracy na tym polu. Nie są może tak spektakularne, jeśli chodzi o ich wartości procentowe, ale biorąc pod uwagę punkt wyjścia i krótki czas, naprawdę mamy się z czego cieszyć. W tym roku przygotowywałem dwoje maturzystów do egzaminu z języka angielskiego na poziomie podstawowym. Szerzej o obojgu poniżej.
Mocny z przedmiotów ścisłych, ale z językami radził sobie gorzej. Dyslektyk, więc specjalnie przeszedłem szkolenie poświęcone tej tematyce, aby dobrze przygotować się do pracy z nim. Kiedy rozpoczynaliśmy współpracę, co prawda mówił po angielsku dosyć swobodnie, ale z licznymi błędami. Przez 3,5 miesiąca staraliśmy się je wyeliminować. Początkowo dużym problemem była wymowa, co z jednej strony nie powinno zaskakiwać (nauczanie angielskiej fonetyki leży), ale trudność w tym wypadku była większa ze względu na dysleksję, przy której identyfikowanie znaków z dźwiękami jest zaburzone. Miesiąc przed egzaminami był już właściwie spokojny, że zda. Zostawiliśmy więc na boku arkusze egzaminacyjne z części pisemnej, wciąż jednak pracowaliśmy nad tym, by z ustnej osiągnąć wynik więcej niż przyzwoity.
Efekty:
część ustna – 60%
część pisemna – 68%
Dobra z przedmiotów przyrodniczych, ale niestety z angielskim stała słabo. Na domiar złego zgłosiła się do mnie raptem 2,5 miesiąca przed maturami, mając problemy z podstawowymi konstrukcjami (nie tyle ich nie znała, co raczej miała w głowie bałagan), co przekładało się też na nieumiejętność poprawnego mówienia (którego niestety nie ćwiczy się w szkole za wiele, bo w tak dużych klasach nie ma na to dość czasu). Szczęśliwie udało się przebrnąć przez najważniejsze zagadnienia w miarę sprawnie, tak że można było w końcu skupić się na formule egzaminu maturalnego. Ćwiczyliśmy praktycznie do ostatniej chwili (końcowe zajęcia w przeddzień egzaminu ustnego).
Rezultat:
część ustna – 47%
część pisemna – 52%
Kilka słów na koniec. Jako perfekcjonistę najbardziej mnie cieszy pomaganie zdającym w szlifowaniu języka na tyle, by osiągnęli wyniki rzędu 80% i więcej z poziomu rozszerzonego (co zresztą nieraz się udawało), szczególnie kiedy potem skutkuje to dostaniem się na wymarzone studia. Nie da się jednak ukryć, że jeśli ktoś przez lata uczy się języka, ale z różnych przyczyn wciąż go nie rozumie czy nie potrafi używać, to doprowadzić taką osobę do zdania matury również jest radością, szczególnie gdy nie poprzestajemy jedynie na przekroczeniu progu 30%, ale pniemy się wyżej.
Moich tegorocznych maturzystów wyuczyłem w dość krótkim czasie, muszę jednak zaznaczyć, że nie zaczytali od zera. Swoją rolę w bezpośrednim przygotowaniu do egzaminów postrzegam raczej jako tego, który usiłuje poukładać dotychczas zdobytą wiedzę w spójną całość, a niekiedy otworzyć drzwi, do których brakowało klucza. Nauka od podstaw wymaga czasu i tego się nie przeskoczy, bo potrzebna jest praktyka. Jestem nauczycielem, nie cudotwórcą! Nie bez powodu przy skali CEFR podaje się orientacyjną liczbę godzin nauki dla każdego poziomu biegłości danego języka. Nawet jeśli umiem ten czas nieco skrócić, to jednak trochę go trzeba poświęcić.