Latem zdechł mi monitor, co niestety wymusiło na mnie konieczność zakupu nowego. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Akurat udało mi się kupić model, którego ostatnią magazynową sztukę oferowali w przystępnej cenie. Jest całkiem spory (niecałe 24″, FHD), dzięki czemu mogę bez przeszkód i w czytelny sposób wyświetlać na nim materiały do zajęć. Efekt dużo lepszy od rzutnika, o którego zakupie myślałem jakiś czas temu.
W połowie października z kolei umarła mi drukarka. Nie sposób dziś uczyć języków bez ksera/drukarki. Znalazłem niedrogie urządzenie, które oferuje nie tylko druk i skan, ale również ADF (automatyczne kopiowanie wielostronicowe). Do tego ma szybki start pracy, pojemny zasobnik papieru oraz wydajne kasety z tuszem (i jeszcze tańsze zamienniki), co powoduje, że eksploatacja jest tania, więc nie przełoży się to na wyższy koszt oferowanych zajęć.
Tak przy okazji, dziś minęły 4 lata, odkąd po przekwalifikowaniu się pracuję formalnie jako anglista. Zaczynałem z kilkoma godzinami w szkole językowej. Dziś jestem w niej jednym z najlepiej ocenianych i najbardziej rozchwytywanych lektorów tego języka, szczególnie jeśli chodzi o angielski na wyższych poziomach zaawansowania czy specjalistyczny (głównie biznesowy). Oprócz pracy w szkole językowej (gdzie uczę tak stacjonarne, jak i w firmach) mam też własnych klientów prywatnych (zasadniczo korepetycje), a od przyszłego tygodnia zaczynam współpracę z firmą z branży budowanej (kurs angielskiego biznesowego z elementami słownictwa z ich dziedziny).